Natchniona przez koleżankę z pracy poleciałam dzisiaj na rynek, żeby kupić sadzonki ziół.
Bo kiedy kupuję takie zioła w doniczkach w Carrefourze, czy Lidlu, to one szybko padają- nie wiem, czy mają popodcinane korzonki, czy jak?
A to są sadzonki dla działkowiczów, więc jest szansa, że może się to przyjmie.
Kupiłam po jednym- bazylię zieloną, bazylię czerwoną, kolendrę, cząber, estragon, dwa rodzaje mięty, tymianek, oregano, lawendę, ogórecznik, szałwię.
Pani miała też kocią miętkę, ale nie wzięłam- i tak istnieje zagrożenie, że koty mi to wszytko zjedzą, zanim coś wyrośnie, a po kocimiętce na 100% by się tarzały :)
W każdym razie z niecierpliwością czekam, czy mój nowy domowy, balkonowy ziołowy ogródek się rozrośnie.
A jeśli tak, to będę mogła tak od ręki stosowac świeże zioła- oby się to ziściło :)
3 komentarze:
cóż za wspaniały pomysł. Mnie też supermarketowe zioła siadały od razu, nie mówiąc już o absolutnym braku smaku i aromatu. To ja też pędzę po sadzonki.
Koty jak widać lubią dżunglę :D
Ja też planuję, ale najpierw na rynek muszę się wybrać.
Najbardziej zainteresowane jak zwykle są koty :-) Moja już by zaczęła obgryzać liście, ostatnio polubiła nawet szczypiorek siedmiolatkę :-)
Prześlij komentarz